Wyjazd na regaty do Francji okazał się dla nas bardzo, bardzo szczęśliwy! Wracamy z Quiberon z tytułem Mistrza Świata klasy Micro w dywizji Cruiser :) My? Wg kolejności wchodzenia na metę:
Bartosz Szymik - dziobowy, trymer foka. Zawód: informatyk, pochodzi z Żywca.
Jakub Bączek - środkowy, trymer spinakera. Zawód: fizjoterapeuta, pochodzi z Bielska-Białej
Robert Janiszewski - sternik. Zawód: menadżer projektów, pochodzi z Łodzi.
Wyjechaliśmy do Francji w środę 11 sierpnia 2010 r. z myślą o dokonaniu, już na miejscu w piątek przed Mistrzostwami, certyfikacji nowo wybudowanego jachtu. Jeszcze przed sezonem bardzo jasno określiliśmy nasz cel: pierwsza piątka w dywizji Cruiser na Mistrzostwach Świata 2010. Bardzo precyzyjny i strasznie ambitny, jak wtedy sądziliśmy!
Jechaliśmy tam z pełnym optymizmem. Mieliśmy za sobą bardzo dobry sezon w Polsce. Liderzy rankingu Grand Prix Polski Klasy Micro, po tym jak zajęliśmy pierwsze miejsce w regatach w Powidzu, pierwsze miejsce w Mikołajkach, drugie miejsce w Gdańsku. Czuliśmy się silni dokładając do tych wyników drugie miejsce w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w Giżycku. Drugie miejsce tuż za będącym w naszym zasięgu Gennadijem Svistunovem z Rosji, trzykrotnym Mistrzem Świata dywizji Cruiser.
Wyniki 2010 roku, wsparcie jakie dostaliśmy od mBanku, od BRE, nawigacja morska podarowana nam przez Garmina i sztormiaki uszyte dla nas przez firmę "Małachowski" zaczynało się składać w całość. Z uwagi na bardzo skromny budżet jakim dysponowaliśmy, jako jedna z nielicznych załóg startujących w Mistrzostwach Świata zdecydowaliśmy się spać na polu namiotowym. Ale i to było dla nas sprzyjające - pływamy w tym składzie dopiero 8 tygodni i każda chwila spędzona razem pozwala nam poznać się lepiej. Na wodzie musimy być przecież bardzo spójnym, współgrającym zespołem.
W tym roku wyjątkowo szybko skończyliśmy pomiary łódki, poprzedzające każde Mistrzostwa Świata. Mieliśmy więc dużo czasu na odpoczynek po trzydziestosześcio godzinnej, wesołej podróży. Zimny prysznic przyszedł we wtorek - pierwszego dnia Mistrzostw. W czasie biegu próbnego, na szczęście nie liczonego do wyniku końcowego, NIC nam nie wychodziło. NIC. Trzech facetów, świetnie współpracujących dotychczas, płynęło osobno choć na jednej łódce. Podstawowe błędy w manewrach, taktyce, utopione liny, splątane żagle, beznadziejny start. My, Polscy faworyci dostaliśmy tęgie lanie, właściwie od wszystkich załóg. Totalna masakra! Jak nigdy w ciszy wracaliśmy z wody do portu, później do namiotu, w ciszy jedliśmy. Za bardzo chcieliśmy. Za bardzo się spięliśmy.
Jeden z naszych największych konkurentów podszedł do nas i poprosił abyśmy "przestali p....", odpuścili i jutro popłynęli tak jak nam serce podpowiada". To był długi wieczór dla każdego z nas.
W środę odbyły się 4 wyścigi. Począwszy od tego dnia, mieliśmy rozegrać ich 10, każdy sumowany do wyniku końcowego. Poszliśmy na wodę i "zrobiliśmy swoje". 8 miejsce w klasyfikacji generalnej tego wyścigu przypomniało nam że możemy! Daaaaaaleko za nami byli wszyscy nasi konkurenci pływający na jachtach dywizji Cruiser (jachty seryjne). My, na 8 miejscu, w samym środku światowej czołówki sterników pływających na prototypowych (inna dywizja), konstrukcyjnie szybszych, jachtach. To 8 miejsce było najlepszym wynikiem, jaki osiągnęliśmy w czasie tych Mistrzostw. Spokój, to była nasza droga do wyniku.
Pierwszego dnia zajęliśmy kolejno 8, 13, 28 i 13 miejsce uzyskując 26 punktów przewagi nad drugim cruiserem. Drugiego dnia zajęliśmy 13 i 19 (long distance) pozycje, zwiększając przewagę nad drugim do 37 punktów. Trzeciego dnia zwiększyliśmy przewagę do drugiego o kolejne 3 punkty, kończąc wyścigi odpowiednio na 19, 22 i 14 miejscu. Sobota była ostatnim dniem regat. Z tak dużym zapasem punktów byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Nie wypowiedzieliśmy tego jednak głośno. Musieliśmy zachować czujność i pilnować konkurencję. W rozegranym tego dnia jednym wyścigu zajęliśmy 19 miejsce. Wygraliśmy z przewagą 39 punktów nad drugą załogą! Wygraliśmy! Szczęście ogromne!
Z niekontrolowanym uśmiechem na twarzy zaraz po zejściu na brzeg zostałem "zwodowany". Kolejno słonej wody Atlantyku zakosztował Bartek i Kuba.
Realizowanie marzeń jest niesamowite :)